img
29
www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 16 lipca–15 sierpnia 2013 nr 13–14 (185–186)
Róża i kamień. Podróże na kresy
***
MaRIUsz oLBRoMsKI – polonista, filolog klasyczny, muzealnik opublikował książki
Nie żebym ludziom tu nie życzył
poetyckie: Dwie podróże, Niepojęte, niewysłowione, W poszukiwaniu zagubionych miejsc, Poemat jednej
szczęścia...
nocy oraz Lato w Krzemieńcu. Legendy znad Ikwy, a także zarys historii literatury polskiej będący zarazem
Niechaj się cieszą słońcem
bogato ilustrowanym albumem zdjęć – Śladami słów skrzydlatych. Pomniki pisarzy i poetów polskich na
i spokojem,
Kresach południowych dawnej Rzeczpospolitej.
lecz nie odwrócę też oczu
Jego książki o tematyce kresowej fascynują czytelników wnikliwym opisem tej przestrzeni kulturowej
od krzyży
związanej z naszymi dziejami, o której pisał już Mikołaj Rej, a później Juliusz Słowacki, Henryk Sienkiewicz,
i tylu miejsc zarosłych
Zbigniew Herbert i wielu innych. Olbromski w swej twórczości kontynuuje ukrainną tematykę, wnosząc zara-
bez krzyży
zem do tej bogatej panoramy bardzo osobisty i współczesny ton.
w tej świętej ziemi prochów
Róża i Kamień. Podróże na Kresy to najnowszy zapis peregrynacji do Lwowa, do Krzemieńca, do Droho-
i popiołów.
bycza, na magiczną w ujęciu tej poezji ziemię podolską i wołyńską... To panorama nasycona głębią przeżyć,
W tej ziemi skrzydłem
intuicji, pamięci i wizji...
ognia uniesionych
Autentyczność – kategoria, którą czytelnik poezji raczej czuje niż potrafi zdefiniować i ująć konceptualnie
wielu pałaców, setek wsi i dworów,
jest cechą wierszy Olbromskiego. Czuje się, że autor dotykał wszystkimi zmysłami świata, który czyni prze-
Mariusz olbromski
w tej ziemi tylu zrujnowanych
strzenią swej liryki. Zarazem jednak doświadcza jego nieuchronnego przemijania i stąd wyraźny ton elegijny.
świątyń zamilkłej polskiej mowy
niedokończone Msze
Pobrzmiewa on zresztą nie tylko nutą osobistą, ale i głosami poetów przeszłości...
najśpiewniejszej,
W ruinach świątyń – Koloseum ciszy,
grażyna Halkiewicz-sojak
jak puste pola są
bo któż jeszcze dojrzy i któż usłyszy
po ściętym zbożu.
tych, co klęczeli tam wobec Miłości –
Wiersze są pogrupowane w działy, pewnego rodzaju opowieścią o tym, że istnieje ciągłość, mimo tego,
tak rozmodlonych przed ołtarzem,
że zazwyczaj doznajemy intensywnie tylko chwil bieżących, albo w bieżącym czasie tych pojedynczych,
O, nie turystą tutaj jestem
tych strzelających im znienacka
wyławianych z morza przeszłości, z oceanu pamięci. Bo poeta wierzy, że tak naprawdę to chwila naszego
zabłąkanym,
w plecy,
spojrzenia, poświęcenia uwagi, refleksja są zagęszczaniem w pamięci. Poezja bowiem może utrwalać i ocalać,
bo serce me lirnikiem ślepym,
bijących siekierami, widłami na oślep.
a poeta ma moc, by przeżytej chwili, doznaniu, odczuciu nadać kształt jedyny i niepowtarzalny. To mgnienie
który widzi i świetnościami
wyrzeźbione słowem czyli apoteoza chwili szczególnej...
w dziejach zapodzianych
Głucho w świątyniach tych,
Jan wolski
wciąż syci swoją cichą pieśń.
ciągle wilgotno,
gdzie wielki łopian latem chroni
Z okazji obchodów 70. rocznicy tragedii wołyńskiej, publikujemy wierze Mariusza Olbromskiego z książki
Dialog z żywymi rzuca tęcze blasku,
piski myszy,
Róża i Kamień. Podróże na Kresy, z cyklu „Niedokończone Msze...”.
jak z wież kościelnych płyną
gdzie każdy kamień skamieniał
czysto tony,
ponownie,
Silnik się grzeje, klakson się
Nam trzeba jednak róż naręcza
lecz słyszę tu też dźwięki
widząc – tu serca uniesione –
odzywa.
składać
zakopanych dzwonów
tam buchające
Już czas wyruszać w dalszą drogę.
i dalej z nimi w przyszłość iść.
i głosy, których nie ma…
ogniem nienawiści i sceny –
Pomniki nienawiści
jak trzepot aniołów.
które przerosły piekło dantejskie…
miłość w końcu stopi.
nocne dumania
Nie bój się stąpać po wołyńskich
Z popiołów tryśnie bzu anielska
Bo to, co było wielkie –
Nie wszystko – cząstkę prawdy
drogach,
kiść.
ciągle jeszcze woła.
ten pochwyci,
bo może niebo zasklepiło
A to, co było czyste – jak krynica
kto w ciszy chwilę jedną
głębie ran,
płynie
choć przyklęknie.
a całun ciszy pokrył morze jęków
i w innych ziemiach może wznieść
Któż pojmie i ogarnie
grupa „wołyń”
krwawe
Dręczyły ich sny
ogrody
Msze niedokończone,
i wiatr już wywiał trwogę pożóg w dal.
w sielskich krajobrazach
i w oknie nagle zjawę róży wyśnić.
które wciąż trwają – w niebie –
i znikąd – nagle –
święte –
O, nie myśl ciągle, że gdy tu się
apokaliptyczne roiły się noce.
Rosną na nowo w strumienie
ocalenie
idzie,
Leciały słów żurawie
To, co raz wzbudzi zachwyt –
modlitwy.
trzeba by całą przestrzeń pokryć łzą
z mglistych światów
pozostaje,
i stawiać tutaj ciągle krzyż
i step kładł na nich przestrzeń
bo w duchu kamień trwalszy
Ballada wołyńska
Słońce odprawia drżące
za krzyżem,
swej tęsknoty,
od natury.
„Jesteś tam Janku”? „No, trwam
podniesienia,
ale modlitwę cichą z sercem zwiąż
roztaczał telluryczne,
Na tym kamieniu gmach wyrasta
Anuś,
w organach nagle wiatr zahuczy
za męczenników, których prochy
z dawnych mogił moce.
cały,
choć na kawałki wtedy cały
basem,
pokrywa łza anielska wieczorami
latami ogromnieje, ma kryształu
posiekany.
żywym kobiercem pachnie ziemia.
srebrzystą rosą z jarów, z pól i łąk.
Wolność i młodość rozkwitały
strukturę.
Wciąż jesteś piękna, choć minęły
jak wiosna,
lata,
Czasem ktoś bramę tylko tam uchyli
Nie jesteś sam. Nie jesteś
w sadach wiśniowych zapodziali
Tyle razy stawałem w zachwyceniu
jak wtedy gdy szliśmy
i wtedy – drży powietrze jak serce.
wszakże sam tu pośród pustki,
serca i oczy,
tu, na Kresach, a niezwykłe były
przez brzeźniak,
kiedy gwiazda spada
kiedy pieśń polska z ukraińską
zwyczajne rozmowy, twarze –
a obok czeremchy stały
i gdy niebiosa drżą, a dusza jest
stawały się jedną
zapisy losu,
w stroju białym,
do wygnańca
Nie patrz tak ciągle w łuny i pożary,
jak biała chusta, gdzie się odciska
i przeplatały sto ramion czarowniej
żywe mapy dziejów, dialogi
zmierzch gęstniał i wilgi śpiewały”.
choć zgasły – w oczach twoich drżą.
zarys twarzy mgłą.
niż Stochód.
z obrazami,
Nie trwóż gdy stają wzdłuż granic
i zapisami nut tutaj uchwyconych.
„Jeszcze je słyszę,
upiory
Po jarach dzwoniły
nadal widzę ciebie,
Cisza pełna obecności
w mosiądz zastygłe
Wyjechały Madonny ze swymi
błękitne dzwoneczki,
Kresy to pól oblicza Matki
nasze wesele pod lipami.
i cieknące krwią.
wiernymi,
a lipy w pogodę huczały
przesłonione
Grała kapela...
w bydlęcych wagonach, z płaczem
swą słodycz,
jak Częstochowskiej
Pomnisz, bociek na strzesze klekotał
Wiem: nie mam prawa
i modlitwą,
dzwoniła cisza
jedno zsiekane oblicze.
i rojne gwiazdy nocą nad nią drżały”
młodszy o cierpienie, o otchłań
w chuścinę zawiniętą garstką ziemi
i pachniała szczęściem,
Pani Łaskawej ze Lwowa
katakliczną lat.
ojców,
konie przeżuwały gwiazd srebrzysty
anioły tęczą lecące w narody –
„Czemu rwiesz kwiaty z prochu mego
W twych snach się jawią porąbane
z prastarym żarnem,
owies,
podwójnie niewidzialne,
na tym ugorze, gdzie stał dom
bo zapodziane w naszym innym
cienie
dziecięcą kołyską.
gdy stopy wędrowca grzęzły
błękitny
życiu.
i czas gdy matkę twoją piłą rżnął
w mlecznej drodze,
i dobra wieś serdeczna,
nasz brat.
I tylko cisza trwa tam
dłonie chwytały meteory.
kwitły sady?”
Kiedy tam staniesz – w lustrze
Palce miał z noży –
pełna Obecności
„Muszę już jechać, bo autobus czeka.
widzisz siebie
obłęd w oczach – jak wilk po nocy
wśród pogorzelisk świątyń
We wrześniu w dymach klęski
Ta chwila pustki – szczęścia – tutaj
jakby nad Dniestrem wstały ranne
w senność domu wpadł.
i zniszczenia,
odlecieli,
znowu rozbłyśnie między nami.
zorze,
bo wszystko nadal jest tam święte:
by widzieć ciągle z dala gniazdo
Niech polny kwiat chociaż zostanie”.
ciszę Wawelu pojmiesz
Wiem, żeś wygnańcem,
próchna ołtarzy, kości rozwleczone,
swej tęsknoty
nagle w sobie
tam gdzie chwila
sczerniałe freski, nadpalona belka.
i śpiewać Wołyń – wracać
Stara kobieta chodzi w pustym polu,
i dwóch poetów milczących
i każdy dzień już nie ma słońca
bez powrotu –
z laską, zgarbiona,
swe wiersze
ciszy,
Pusto tam dziwnie deszcze tylko
i łączyć czasy – kraje – kontynenty.
nagle inaczej i głośno je powie.
płaszcz ortalionowy.
aby nie mącił go jęk tamtych chwil.
szepczą
„Hej, proszę pani! Pora już nam
I dzwon Zygmunta dźwięków falą
Zgasły pożary, lecz serce nadal
zdrowaśki przez dziurawe dachy,
Jeszcze nad globem ciągle drżą
wracać!
tryśnie, jak pęki
płonie,
kadzidła mgieł się rankiem
ich głosy
Do kwiatków mówi i nie słyszy
wiosną rozchylone.
bolesnym skurczem nagle drży.
wznoszą.
i słowa tworzą mapy święte.
wcale”.