img
44
Tajemnice Ałtaju
16 lipca–15 sierpnia 2013 nr 13–14 (185–186) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com
Weekend z szamanem
smaku, skręcając długie owcze kiszki
woJCIeCH gRzeLaK
w zgrabne warkoczyki.
tekst i zdjęcia
- Zakłuliśmy dziś barana – po-
wiedział Igor. Rzucił jakiś ochłap
Rzeka
Nadszedł od strony słońca,
łaszącemu się do jego nóg kotu, a
które właśnie sadowiło na górskiej
potem, okazując szacunek hono-
grani, już zmęczone po całodzien-
rowemu gościowi, postawił przede
nej wędrówce. Gwiazda dzienna
mną talerz, na którym dymił ocie-
lamowała jego sylwetkę płomienną
kający roztopionym łojem bielutki,
trochę wygięty kurdiuk, podobny do
aureolą i zdawało się, że wychodzi z
żywego ognia. Było upalnie; sierpnio-
monstrualnej larwy. Udało mi się – w
wy skwar panował nieprawdopodob-
pobliskiej Mongolii uhonorowany zo-
stałbym baranią głową. A kurdiuk – to
ny, ziemia ledwie dyszała. Pławiąca
się w straszliwym gorącu łąka rozta-
zaledwie owczy chwościk.
czała tumaniące zapachy: powietrze
aż gęste było od eterycznych olejków,
Przemiana
unoszących się nad niską trawą roze-
…Naraz stał się elementem
drganą mgiełką.
krajobrazu, równie naturalnym jak
Siedziałem nad brzegiem Czui,
góra za nim, niebo z postrzępionymi
niskim lecz urwistym, mocno podmy-
chmurami nad jego głową i ziemia
tym przez bystrze. Rzeka spływała
pod stopami. Gdybym nie wiedział,
oślepiającym blaskiem, jakby napeł-
że znajduje się tuż przede mną, na
niona roztopionym złotem.
wyciągnięcie ramienia, być może na-
- Djachszlar – pozdrowił mnie
wet nie zauważyłbym go: tak bardzo
po ałtajsku. Pochylił się nad wodą,
wtopił się w otoczenie, ale nie był to
zerkając z ciekawością w zielonkawą
jakiś rodzaj kamuflażu lub mimikry,
szaman Kamłak z Koszagacza
toń, przeszytą aż do samego dna
lecz coś innego, trudnego do zrozu-
chyba już dwudziestym z rzędu, to
mnie porozumiewawczo. No cóż, są
grubą smugą słonecznego światła.
mienia – i tym bardziej opisania – ja-
wieś
parterowy, drewniany budynek na
magowie i magicy – jak wszędzie na
– Są ryby? – zadał pytanie, jakie
kaś tajemnicza zdolność rozpłynięcia
W tamtą sobotę rano w Kuraju
skraju Kyzył Taszu, przysiółka Kuraja,
świecie. Kiedy indziej doświadczałem
zazwyczaj kieruje się do kogoś, kto
się w tym wszystkim, co mogłem
umawiałem się z Igorem na piknik.
oddzielonego od wsi usianym kamie-
za to zadziwiającej demonstracji za-
gapi się bezczynnie w wodę. – Nie ma
dostrzec wokół siebie. Ale przecież
Wraz z krewnymi i przyjaciółmi
niami łożyskiem dopływu Czui. Ko-
gadkowej wiedzy, na własnej skórze
– wzruszyłem ramionami. – A jednak!
pozostał nadal istotą fizyczną, posia-
zamierzał spędzić on nazajutrz
ryto rzeczki wypełnia się wodą tylko
odczuwałem dotknięcie nieznanego.
– uśmiechnął się jakoś przekornie.
dał ciało, a więc wypełniał ściśle okre-
wolne popołudnie na łące nad rzeką.
czasami, po większych deszczach,
Widziałem szamana Czeta podczas
Spojrzałem w dół: pod skarpą kłębiły
ślony fragment przestrzeni? No, niby
Miałem dojechać do nich później,
ale w jego zagłębieniach wielkie
kamłania (transu szamańskiego): jego
się w słonecznej strudze tłuste lipienie
tak – w zasadzie... Bo nie ograniczało
poprosiłem więc, aby wytłumaczył
kałuże stoją długo. Latem tapla się
ruchy zdradzały, że podróżuje na gęsi
i pstrągi, rozpryskując na wszystkie
go to, co zwykle wytycza cielesny
mi, jak tam trafić.
w nich wiejska dzieciarnia.
do piekielnych otchłani. Widziałem
strony iskry drobnych kropli.
wymiar człowieka. Inaczej może:
- Zobaczysz górkę i wtedy skrę-
Olegowa gostinnica to parterowa
również szamankę Dżanę, sunącą
Słońce, niczym porzucony sza-
jego widzialna postać stanowiła za-
cisz.
drewniana chata z kilkoma pomiesz-
granatową hondą civic po szosie fe-
mański bęben, już do połowy osunę-
ledwie centrum, rodzaj jądra, wokół
- Ale tu wszędzie są góry.
czeniami i bielonym piecem pośrod-
deralnej nr 51 z prędkością ponad stu
ło się za obrębiony ostrymi konturami
którego istniał w tej chwili. Był oczy-
- No, to będzie dokładnie ta, któ-
ku. W obejściu stoją jeszcze dwa
kilometrów na godzinę, za jej autem
ośnieżonych szczytów widnokrąg.
wistą częścią czy też raczej skład-
mam na myśli.
czadyry, tradycyjne ałtajskie szałasy
ciągnął się obłok żółtego pyłu. Śledzi-
I wtedy zobaczyłem jego oczy.
nikiem całego otoczenia. Zdawał się
Tak się właśnie myśli po ałtajsku.
kryte korą zdartą z modrzewi. Pano-
łem szybki i zawiłe gesty Swietłany z
Patrzył życzliwie, ale zarazem trochę
obecny w tym miejscu od wieków,
Igor wyniósł z aiłu i wręczył mi udziec
rama widoczna z tego miejsca jest
wioski Muchor Tarchata uzdrawiającej
badawczo; wydawało się, że czeka na
a może nawet tysiącleci. Kamienie
sarni.
olśniewająca w znaczeniu dosłow-
chorego. Obserwowałem, jak Wasilij
jakąś moją reakcję. Źrenice miał czar-
rozrzucone wokół, źdźbła trawy – te
- Żebym nie zapomniał, lepiej włóż
nym: wiecznie ośnieżone szczyty
z Gornoałtajska żmudnie odczytuje
ne, przepastne, jak otchłań ałtajskie-
zżółkłe i jeszcze zielone – pobliskie
to do bagażnika. Jutro będą szaszłyki,
Grzbietu Północnoczujskiego błysz-
przyszłość z nadpalonej łopatki ba-
go piekła rządzonego przez demona
drzewa, ptaki w przelocie, nawet
że palce lizać. Bez ciebie i tak nie
czą bielą, jak wielkie głowy cukru. Tu
rana. W Ułaganie opowiadano mi o
Erlika. Ale to nie one sprawiały naj-
niepokojące, postrzępione chmury
zaczniemy.
już rozciąga się wysokogórski Step
większe wrażenie... Tęczówki, zwykle
pochodziły z niego, a jednocześnie
Kurajski, pełen rozćwierkanych sza-
ciemnobrązowe u Ałtajczyków, były
on wynikał z nich.
rańczaków, żurawi i zapomnianych
zielone z jasnymi plamkami, które
- Gdzie się kończę, a gdzie za-
kurhanów.
wyglądały jak płatki srebrzystego me-
czynam? – zapytał cichym głosem.
Oporządziłem się trochę i zaraz
talu. Każda z nich miała inny kształt,
Nie potrafiłem znaleźć na to odpo-
potem przyszedł Igor, zapraszając
przypominały coś znajomego. Już
wiedzi.
mnie na kolację do siebie. Ale nie-
wiedziałem – to były sylwetki zwierząt
- Widzisz, tacy naprawdę jeste-
śpieszno nam było – siedzieliśmy na
zodiakalnych ałtajskiego kalendarza.
śmy. My, ludzie. Dotykamy najgłęb-
Rozpoznawałem je bez trudu: bar –
ganku chaty, nieopodal jurty, do któ-
szych otchłani planety, najdalszych
tygrys, czyłan – wąż, ułu – smok...
rej każdego lata przeprowadzała się
zakątków wszechświata, najodleglej-
sędziwa matka gospodarza („Dusz-
Patrzyłem jak zahipnotyzowany. Zo-
szych zdarzeń. Odczuwamy je tak,
no mi, gdy w gorące dni muszę spać
diak w jego oczach poruszył się i z
jak liście brzozy odczuwają śmierć
w domu” – powtarza). Obok nas, na
wolna zaczął obracać wokół centrum
w zimnym ostrzu topora przyłożo-
jabłkowitej szkapinie o przejściowej
koła z lewa na prawo. Ten ruch fascy-
nym do białego pnia. Ale nic z tego
ambicji ułańskiego rysaka, przega-
nował, przyciągał z magnetyczną siłą.
nie rozumiemy. Rzadko tylko, jak
lopowała usadowiona okrakiem, bez
Krąg przyspieszył. Nie wiem, ile czasu
gwiazda w nieprzeniknionej kurtynie
siodła, stara Ałtajka w dresie z logo
minęło, chyba niewiele, ale zupełnie
nieba, rozbłyśnie w naszym umyśle
Nike a na piersi. Na przyzbie sąsied-
straciłem jego poczucie. Przede mną
iskierka przeczucia – czasem tylko
Maska szamana telengickiego
niej chaty stał starzec i ćmił fajkę.
szalała, wirowała zodiakalna zamieć,
raz w życiu, czasem wcale – i zaraz
Ze stepu powracało stado krów,
potężnym kamie, który, aresztowany
cały kosmos z galaktykami mknącymi
Podejrzliwie przyglądałem się
zgaśnie...
rozciągnięte na dobre kilometr. Każ-
przez NKWD, kilkakrotnie uwalniał się
przez niezmierzoną pustkę, z gwiaz-
sczerniałemu połciowi surowego
dego ranka we wsi formowano kolek-
z zamknięcia. Gdy wreszcie prześla-
dami skaczącymi jak piłeczki w dło-
mięsa. Syberyjski skwar, mimo wcze-
droga
tywne stado – poszczególne rodziny
dowcy zażądali od niego demonstracji
niach demiurga-żonglera.
snej godziny, dawał się już dobrze
Szosa z Ortołyku do Beltiru, trzy-
posiadały zazwyczaj jedną lub dwie
nadprzyrodzonych umiejętności,
Spotkałem na Ałtaju wielu sza-
we znaki.
dzieści kilometrów kolejno: asfaltu,
krowy – które opłaceni pastuchowie
zaintonował pieśń tajgi: kiedy śpiewał,
manów. O niezwykłej mocy kilku z
- Mam jeździć z tym prawie dwa
żwiru, ubitej ziemi z rzadkimi koci-
wiedli na pastwisko i tam czuwali nad
z jego ramion wyrosły zielone krzewy
nich słyszałem wcześniej dużo. Ci,
dni? Nie popsuje się?
mi łbami i znów asfaltu, była pusta.
nim. Bydło szło teraz ku swoim go-
syberyjskich cedrów.
z którymi mówiłem na ten temat,
- Nie ma prawa. Trzymam je
Właściwie od Cagan Uzun nie spo-
spodarzom majestatycznie, z jakąś
Nigdy jednak spotkanie z sza-
ściszali przezornie głos i rozglądali
już cały tydzień i nie popsuło się
tkałem żadnego pojazdu, jeźdźca
szczególną formą zwierzęcej god-
manem nie było dla mnie tak wielkim
się niespokojnie wokół. Czasem
ani razu.
ani pieszego – pora wieczorna przez
ności, ujarzmioną jednak przez nie-
przeżyciem, jak wówczas, w to
przekonywałem się, że mieli rację.
Po południu tego samego dnia
Ałtajczyków uważana jest za niebez-
wypowiedzianą rezygnację. Zdawało
sierpniowe sobotnie popołudnie, gdy
Bywało również, że ten i ów szaman
wróciłem do Kuraja. W głowie miałem
pieczną, na styku światła i ciemności
panuje chaos, w którym kyrmysy, złe
się, że w powietrzu wręcz słychać to-
odpoczywałem w cieniu jodły nad
cieszył się sławą na wyrost, a jego
mętlik wywołany tym, co przydarzyło
warzyszące podobnej scenie dźwięki
rzeką Czują, a on pojawił się, cały
popisy, oględnie mówiąc, trąciły
mi się nad rzeką. Automatycznie pro-
duchy, mogą łatwo zwieść zagubio-
znanej kompozycji z „Obrazków z
w słońcu. Być może taka przygoda
hochsztaplerką. „On lubi coś czasem
wadziłem samochód, orientując się
nego wędrowca.
wystawy” Modesta Musorgskiego.
mogłaby przytrafić mi się w zupełnie
dodać od siebie” – badacz ałtajskiego
na dwa wybujałe modrzewie. „Hotel”
W okolicach Beltiru zawsze
W domu Igora kobiety z jego ro-
innym punkcie Ziemi, zdarzyło się
folkloru Władymir Ojnyszew wydał
Olega, w którym, jak zwykle podczas
bardzo mocno dmucha. Tym razem
dziny zajmowały się przygotowywa-
to jednak właśnie na południowym
taką lakoniczną opinię pewnemu
odwiedzin ajmaku koszagackiego,
wiatr był tak silny, że od razu ogarnęła
niem dżiargumu, tradycyjnego przy-
Ałtaju, w samym sercu Azji.
szamanowi z Czemału i mrugnął do
zatrzymałem się także i tym razem,
mnie nostalgia za ojczyzną, wyzwo-